Drogi S.
To już dzień drugi. Czas płynie tu bardzo wolno. Mam wrażenie, że tydzień to za długo, choć jak zawsze od połowy wyjazdu zacznę odczuwać pędzący czas. Na ten moment wszystko jakby spokojnie, powoli.
Rano naturalnie plaża. Jak wiesz uwielbiam słońce i szum morza, a że ostatnio mało było ciepła u Nas (w Polsce), tym chętniej tam pojechałam. Już wczoraj po drodze widziałam prześliczny meczet. Jest taki duży i jasny, jakby sam zapraszał do wejścia. Przy wejściu ludzie, którzy sprawdzają, czy jest odpowiedni strój by wejść do świątyni - jeśli nie, zadbają o to, by był. Jak wiesz, turyści chętnie odwiedzają takie miejsca. Szukają odpowiedzi jak wyglądają takie miejsca. Ich wiedza jest szczątkowa w temacie doboru stroju do miejsca, a kiedy podróżują bez lokalnych znajomych, łatwo popełnić błąd. Zrobiłam też lepsze zdjęcia by pokazać Ci jak piękny to budynek, choć jestem pewna, że spodobałby ci się. Meczet nazywa się Al Mina Mosque i jest w Marinie.
Dziś skupiłam też wiekszą uwagę na nazwach. Jak pewnie pamiętasz lubię wiedzieć gdzie jestem, gdzie jadę i w która stronę "do domu". Rozglądam się wtedy w milczeniu i zapamiętuję mijane nazwy, budynki, drogi, a jeśli mam aparat w ręku, to robię zdjęcia spotykanym ludziom, jak wtedy kiedy razem podróżowaliśmy.
Już mogę Ci powiedzieć, że "nasza" plaża nazywa się Elsawaqu (sawakki) Beach. Zejście do wody jest przyjemne - nie tak kamieniste jak większość tu w Hurgadzie. Co prawda stopy często mnie bolą, bo czuję nawet nieduże kamyki, ale to i tak lepiej niż chodzenie po ostrych, dużych i często śliskich kamieniach. Tylko tęskno mi, za tunezyjskim piaskiem na plaży (i Tobą oczywiście),. już nie wspominając o chwilach na Saharze. To taki w sumie jeden z niezapomnianych wyjazdów o którym lubię opowiadać - taki jedyny w swoim rodzaju, nieprawdaż?
A w Hurgadzie znów pełno meduz. Ograniczałam więc swoje wejścia do wody, by nie zostać poparzoną. Jestem pewna, że nawet jeśli będzie tylko jedna, to i tak źle się to dla mnie skończy. Dzięki temu czas na plaży spędziłam głownie pod parasolem, choć przyznam, że bardzo przyjemnie było. Zrobiłam też kilka zdjęć na instagram. Może jeszcze nie opalona, ale myslę, że wyszły całkiem fajnie. Zerkniesz? To z parasolem to jedno z moich ulubionych.
Po plażowaniu wstąpiłam do Hurghada City Center a tam kilka sklepów oraz Carrefour. Klimatyzowane pomieszczenia uspokajały temperaturę ciała, a myślenie stawało się jakby łatwiejszą czynnością. Przed wejściem ochrona. Musisz położyć torbę na taśmę, by prześwietlili, czy nie wnosisz zabronionych przedmiotów - prawie jak na lotnisku.
Moim głównym celem w Carrefour było znalezienie zwykłych bułek lub przynajmniej bagietki takiej jak tam u nas. Półki z "innymi" produktami odwracały uwagę od mojego celu, jednak po chwili udało się znaleźć to, czego potrzebowałam najbardziej. W koszyku znalazły się też inne rzeczy, ale wiesz, jak to na zakupach bywa: woda, serwetki, warzywa, napoje, coś do domu, dla Natixa - wszystko potrzebne przecież 🙈. Na moim stories pod nazwą Egipt znajdziesz kilka filmików - wiesz, to jednak inny świat jest niż w Europie, a że lubię pokazywać prawdziwość miejsc to i zakupy w Carrefour znalazły tam swoje miejsce.
Moim głównym celem w Carrefour było znalezienie zwykłych bułek lub przynajmniej bagietki takiej jak tam u nas. Półki z "innymi" produktami odwracały uwagę od mojego celu, jednak po chwili udało się znaleźć to, czego potrzebowałam najbardziej. W koszyku znalazły się też inne rzeczy, ale wiesz, jak to na zakupach bywa: woda, serwetki, warzywa, napoje, coś do domu, dla Natixa - wszystko potrzebne przecież 🙈. Na moim stories pod nazwą Egipt znajdziesz kilka filmików - wiesz, to jednak inny świat jest niż w Europie, a że lubię pokazywać prawdziwość miejsc to i zakupy w Carrefour znalazły tam swoje miejsce.
Na obiad skoczyliśmy do Harrafesh - przyjemne miejsce z dużym potencjałem. Jakby bardziej zielone, a to z powodu roślinności, która jest tam częścią dekoracyjną. Menu dosyć szerokie w którym znajdziesz pizzę, kurczaka, krewetki, rybę, sałatki, zupy, makarony a nawet kanapki. Właściciel wygląda na sympatycznego i ogarniętego gościa więc tym bardziej życzę im jak najlepiej. I też w centrum jest - przy Sheraton Street, więc blisko.
Wieczorem kolację zjadłam w domu ale skusiłam się na deser w Granada - pierwszym razem byłam tam 5 lat temu i tym bardziej chętnie tam pojechałam. To przyjemna restauracja z widokiem na morze, choć oczywiście szanse na widoki są tylko w ciągu dnia. Trochę przypomina mi Red Moon w Sousse - może głównie przez położenie na skarpie, ale zawsze kojarzy mi się w tym właśnie miejscem. Do wyglądu karty przyłożyli więcej uwagi, więc wszystko wygląda zachęcająco.
Tym razem trafiłam na dziwnych kelnerów, ale najwyraźniej sporo zmieniło się przez ten czas. Jeden zupełnie olał nas i czekalismy dobre 15-20 min na samo menu, drugi był gburowaty i bezczelny, trzeci miał pretensje nawet na zamyślaną twarz Olivii, tylko czwarty mnie rozbawił przynosząc mi karteczkę ze swoim imieniem i numerem telefonu. Sam wiesz jak to jest - niby taka zaczepka ale nie był ani nachalny, ani niemiły. W sumie to trochę przyjemnie mi się zrobiło - może jednak troche ładna jestem? 😏 Już widzę oczami wyobraźni twoją twarz i ten uśmiech,.
Tyle z dzisiejszego dnia. W sumie szkoda, że cię tu nie ma. Jestem pewna, że wtedy miałabym więcej do opisania, opowiedzenia. I Ty także.
Dobranoc S. Na mnie już pora choć myślami jestem z Tobą.














