Polska, Ustroń / 6 Marzec, 2018

Zapowiadał się piękny, gorący dzień polskiego lata. Z samego rana wyjechaliśmy z domu, by po kilku godzinach być już w naszych polskich górach. Okolice Skoczowa witały nas pierwszym spojrzeniem na góry, informując, że jesteśmy już prawie na miejscu. Jedno było pewne: to już góry. Piękne widoki na Beskidy Śląskie zauroczyły nas.
„Cudownie” - stwierdziłam. Każdy z nas wpatrywał się w krajobraz.
Na nocleg (wczesniej zabookowany) wybraliśmy mały hotelik o wdzięcznej nazwie „Perła Beskidu”. Gdy tylko dotarlismy na miejsce, już wiedzieliśmy, że to był dobry wybór. Przyjemna obsługa przekazała nam karty oraz wszelkie informacje dotyczące funkcjonowania obiektu: śniadanie, SPA, obiadokolacje itp.


Pomimo atrakcyjności hotelu, na pierwszy obiad postanowiliśmy wybrać się do karczmy gdzieś w dole miasteczka. Sympatyczna staruszka wskazała miejsce parkingowe, a my udaliśmy się do restauracji. Następnie spacer po Ustroniu i odnalezienie się w tym małym, ale ciekawym miejscu - ciągle dziwi mnie, dlaczego na chodniku jest herb z nazwą Ustronie Morskie?! W planach mięliśmy wizytę w Leśnym Parku Niespodzianek (o nim w osobym poście), wycieczkę do Wisły, Istebnej i kilku innych miejsc, jednak celem nr. jeden stało się odnalezienie drogi do budynku pod szczytem. Próby podjechania w górę kończyły się niepowodzeniem a nawigacja pokazywała drogi, których nie ma. Zrezygnowani i lekko zmęczeni postanowiliśmy wrócić do hotelu zupełnie inną drogą, gdy nagle naszym oczom ukazała się tabliczka z kierunkiem na Równicę. Byłam pewna, że jesteśmy na właściwej drodze (w jednym ze sklepików z pamiątkami widziałam kartkę z zaznaczonymi szczytami,. była tam właśnie Równica). Postanowiliśmy sprawdzić czy mamy rację. Dosyć wąska i stroma droga lekko nas przerażały - szczególnie, gdy mijaliśmy się z innym samochodem, jednak widoki - nieziemskie.


Na samej gorze czekała nas karczma - Skibówka. Dobrze zorganizowana obsługa oraz mili ludzie zachęcały by zostać. I zostaliśmy,.. Wszystko było piękne - szczególnie krajobraz.




Kolejne dni utwierdzały nas w przekonaniu, że jest to miejsce w którym chce się bywać - nie tylko dla widoków, choć musze przyznać, że cudownie piękne,. nie tylko dla jedzenia, choc tradycyjny rosołek był naprawdę smaczny, nie mówiąc juz o naleśnikach, ale przede wszystkim dla klimatu który tam panował.
I tak mijały dni, a my zawsze na obiad lub kolację w Skibówce. Nadszedł też dzień w którym postanowiliśmy coś zmienić. Wyszukałam w necie inne, podobne miejsce z pięknym widokiem - tym razem w Istebnej. I niestety poza widokiem, nie było tam nic, co było warte pozostania dłużej. Obsługa, menu pozostawiały wiele do życzenia, do tego zadawałam sobie jedno pytanie: kto robi parking dzielący restaurację i zachód słońca?! Zrezygnowani i lekko wkurzeni postanowiliśmy, że zdecydowanie lepszym pomysłem było skorzystanie ze sprawdzonego miejsca.




Następny dzień od samego poranka zdawał się być wyjątkowy. Z okazji moich urodzin postanowiliśmy zaliczyć szczyt - pierwszy od długiego czasu dla nas i pierwszy w życiu Natanka. Podjechaliśmy do kolejki na Małą Czantorię, a potem spacerem w górę - prosto na Dużą Czantorię. przywitały nas piękne, beskidzkie widoki,..




Na nasze nieszczęście okazało się, że tego dnia odbywa się tam wesele. Nie mogło być gorzej. Sprytem szpiega z krainy deszczowców postanowiłam zadzwonić i,.. zarezerwować miejsce. Jak to się mówi: nie poddawaj się a jeśli zamkną ci drzwi, to wejdź oknem 😉. Kiedy pani z obsługi poinformowała mnie, że dziś mają wesele i restauracja jest nieczynna, miłym i ciepłym głosem zapytałam: "Naprawdę nie znajdzie się kawałek miejsca na szybki obiad?".
- "A ile osób miałoby być?" Już wiedziałam, że się uda tylko jak wytłumaczyć, że będziemy za 3 minuty? 😛 Szczęśliwi, że w końcu zjemy coś dobrego i odpoczniemy od porażki poprzedniej restauracji, usiedliśmy z boczku by nie przeszkadzać. Nie mogło nam się trafić nic przyjemniejszego: góralski zespół przygrywał do obiadu gościom weselnym, co oznaczało, że załapaliśmy się na cudowny wieczór. Po udanym posiłku wyszliśmy by podziwiać kolejny piękny zachód słońca ze Skibówki - i tym razem był jeszcze piękniejszy,. pomiędzy horyzontem a chmurami utworzył się pas przejrzystego nieba. Na to słońce czekali zarówno goście weselni jak i my.




I tak oto dla nas symbolem Ustronia stała się karczma pod szczytem Równica o nazwie Dwór Skibówka. Z lekkim żalem, że musimy wracać do domu postanowiliśmy, że niebawem znów ich odwiedzimy, bo takie miejsca to nie tylko widoki czy jakość jedzenia - choć oczywiście jest to wielkim atutem, ale przede wszystkim ludzie i to jak podchodzą do innych. Za ten czas dziękuję droga Skibówko i obiecuję wrócić.